
Lubię cmentarze. Są pełne takiej spokojnej, może nawet poważnej, ale przecież nie smutnej zadumy. Lubię spacerować pomiędzy nagrobkami. Zwłaszcza we Wszystkich Świętych i w Zaduszki. Nad cmentarzem unosi się zapach wosku, pod nogami szeleszczą jesienne liście.
Pamiętam, że w dzieciństwie frajdą było robienie we Wszystkich Świętych woskowych kulek na patykach. Zanurzało się patyczek w roztopionym wosku znicza, a potem ten wosk zasychał. I tak kilka razy. Wreszcie formowało się to palcami. I wracało się do domu z takim trofeum. A przed cmentarzem sprzedawano duże pierniki ozdobione kolorowym lukrem, w rozmaitych kształtach. Zawsze czekałam, aż będę mogła takiego dostać.
Oglądam pomniki. Podobają mi się zwłaszcza takie jak na warszawskich Powązkach: anioły uchwycone w ruchu (widziałam nawet jednego, który klaskał, jakby w tańcu), płaczki przytulone do kolumn, kamienne bluszcze oplatające krzyże, kotwice jakby zarzucone w wieczność, misternie wykute krucyfiksy… Czytam napisy, niekiedy porosłe mchem. I rozmyślam o ludziach, których nieprzenikniona historia - z czasów mi współczesnych, tych, o których mi opowiadano, albo takich, które znam jedynie z książek i filmów - zamyka się między wypisanymi na płycie datami urodzin i śmierci. Czasem jest też wizerunek osoby (zwykle na owalnej płytce, rzadziej wyryty w marmurze) czy jakaś dodatkowa informacja (zawód, pozycja społeczna, okoliczności śmierci, wyraz miłości tych, co zmarłego grzebali). I to wszystko. Wszystko o życiu człowieka - z całą jego nieogarnioną indywidualnością i złożonością…
Wyobrażam sobie mój grób, który gdzieś kiedyś stanie. Chciałabym, żeby wyglądał bardzo skromnie. Na nim moje nazwisko. I daty, świadczące o tym, że żyłam na przełomie tysiącleci. To wyobrażenie mnie nie przeraża. Przyjmuję je spokojnie, odrobinę nawet zafrapowana: ciekawe, jak to będzie. Bo na sloganowe: "Życie jest krótkie" mam odpowiedź: "Życie jest wieczne". Po eschatologicznych rozmyślaniach zawsze dochodzę do tej samej konstatacji: nie boję się śmierci. I myślę, że to nie naiwność, lecz ufność… I tęsknota za spełnieniem, pełnią w Bożych ramionach. Przecież po to jestem.
Kiedy odwiedzam grób kogoś bliskiego, raczej patrzę w górę, niż schylam głowę. Tam go wypatruję. Kiedy zapalam znicz, najchętniej wybieram taki z niebieskiego szkła. W kolorze nieba.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz