niedziela, 5 września 2010

Sroki


Jak dawno mnie tu nie było...! Dziś zatem opiszę coś, czego początki sięgają zamierzchłych czasów, czyli tygodnia przed Wielkanocą. ;)

Wtedy bowiem postanowiłam umyć okna. Na drzewach nie było jeszcze liści. Tańcząc ze ścierką przy szybach w pokoju dziennym, miałam niezwykły widok na dwie sroki (srocze małżeństwo?), które na szczycie drzewa znajdującego się niemal na wyciągnięcie mojej ręki budowały sobie gniazdo. Uwijały się przy tym jak najwprawniejsi budowniczy, precyzyjnie utykając kolejne patyczki. Ja zaś przyglądałam się im zafrapowana, a z mej piersi raz po raz wyrywał się cichy okrzyk zachwytu. Próbowałam też uchwycić ptasią pracę na fotografii, sroki jednak - gdy tylko spostrzegły mnie wychyloną z okna balkonowego - zrywały się na poszukiwanie nowych materiałów budowlanych.

Najpierw postało coś na kształt dolej części kosza, wkrótce uzupełnionej o szeroki pałąk, spełniający funkcję dachu. Wyglądało to tak:


Wkrótce potem nastał maj, a ja wyjechałam na kilka dni. Sporo wówczas padało. I jak to w maju: spadnie deszcz i od razu wszystko się zieleni. Po powrocie z podróży zastałam srocze gniazdo odmiennie ustrojone (w tym czasie też moja siostra, będąc u mnie w odwiedzinach, wypatrzyła w nim pisklęta):


Latem wybujała zieloność drzewa zazdrośnie strzegła mieszkania srok przed moimi oczami:

A teraz powoli zbliża się jesień. Liście zaczynają blednąć:


I tylko patrzeć, jak siedziba Państwa Sroków zatonie w żółciach, pomarańczach i brązach. Może wtedy uwiecznię ją po raz ostatni.

Taki to cykl przyrody rozgrywa się za moimi wielkomiejskimi oknami. :)

Ps. A nie mówiłam?! Oto zdjęcie zrobione 25 września 2010:


A to fotografia z 1 października: