Od czasu do czasu w pobliżu mojego bloku tak przed południem stają dwa prowizoryczne stoliki, na których rozłożone są damskie ciuszki. Przy nich gromadzą się kobiety (w różnym wieku, niektóre z wózkami dziecięcymi, które chwilowo porzucają) - bywa, że i po kilkanaście naraz. Wszystkie - stłoczone wokół konfekcji - wykonują te same pospieszne ruchy: podnoszą ubranie (wygrzebane z rozbałaganionego stosiku), taksują je wzrokiem i… zwykle odkładają. Pomiędzy paniami kręci się i dogląda interesu właściciel o wyglądzie bramkarza wiejskiej dyskoteki, pociągając papieroska.
Prawie słyszę toczące się rozmowy:
- Pani, taka okazja, trzeba brać.
- Tylko, wie pani, czy ten rozmiar będzie dobry?
- A to pani sobie zmierzy, pan ma miarkę.
Wahająca się klientka spogląda jakby wyczekująco w stronę sprzedawcy, który uchwyciwszy jej wzrok, już spieszy z pomocą, nie wyciągając szluga z ust. Razem mierzą, rozciągają, przykładają, w końcu prywaciarz mówi:
- No to pani se przymierzy.
Co poniektóra decyduje się pójść za jego radą, czyniąc ze znajdującej się obok betonowej podstawy słupa z bilbordem przymierzalnię.
Za wybrane rzeczy płaci się przy ladzie, czyli na masce starego czerwonego forda. Choć dziś auta nie widziałam, za to na słupie z bilbordem pojawił się wieszak z foliowymi siateczkami do pakowania zakupów. Inne dzisiejsze nowości to młoda kobieta rozmawiająca przez komórkę (czyżby konsultowała z kimś zakupy?) i starsza pani opasująca miarką swego posłusznie unoszącego ręce małżonka (czyżby oferta poszerzyła się o męski asortyment?).
Z okien mojej kuchni na czwartym piętrze, gdzie lubię stawać z kubkiem herbaty czy kawy, mam na tę pospieszną i - bądź co bądź - dość zabawną krzątaninę wspaniały widok (jeśli akurat jestem w domu). To naprawę fascynujące! Jak przyglądanie się mrowisku... ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz